poniedziałek, 18 grudnia 2017

Rozdział IX



Odkupienie



-Musimy przenieść go do namiotu! -Zawołał Tyrael, po czym wziął go na ręce i zaczął iść z nim w stronę dużego białego namiotu, w którym Akara z innymi siostrami się zawsze modliła. Flavie pobiegła przed Tyraelem i zabrała płachty, aby ułatwić im wejście. Wszedł on do środka i położył Armarasa na drewnianym łożu. Odwrócił się do skrzyni, która stała obok i wyciągnął z niej konopny sznur. Zaczął przywiązywać Armarasa do łóżka.
-Czy to konieczne? -Zapytała z trwogą i żalem Flavie, łapiąc rękę Tyraela
-Jak najbardziej. Nie wiemy co się będzie z nim dziać. -Po chwili Armaras był już spętany. 
-Akaro, wyprowadź wszystkich z namiotu. Ty Flavie też musisz wyjść. Muszę zostać tutaj sam.
-Błagam Cię Tyraelu, uratuj go.
-Zrobię co w mojej mocy. -Flavie popatrzyła się na Armarasa i opuściła namiot. Archanioł stanął przed nim i oparł się o miecz. Stał tak chwilę w ciszy, po czym zaczął mówić:
-Sancte Michael Archangele... -w tym momencie powieki wojownika podniosły się, a oczy były zalane krwią. Tyrael kontynuował.
Defende nos in proelio;

contra nequitiam et insidias diaboli esto praesidium.

Imperet illi Deus, supplices deprecamur:

tuque, Princeps militiae Caelestis,

satanam aliosque spiritus malignos,

qui ad perditionem animarum pervagantur in mundo,

divina virtute in infernum detrude.

Amen




Flavie razem z innymi Łotrzycami obserwowały wejście do osady. Wielka drewniana brama wzmacniana stalowymi łączeniami nie wytrzyma długo natarć sił wroga. Kashya dowodziła całym oddziałem i one jako pierwsze miały strzec pozostałych. Nawet Gheed, kupiec ze wschodu stanął u ich boku do walki. Opowiada on zawsze najróżniejsze historie z miasta Luth Golein, z którego pochodzi. Gdy Flavie siedziała przy ognisku, podszedł on do niej i przysiadł się
-Nazywam się Gheed, a jak ty się nazywasz smutna dziewczyno?
-Ja? Yyy... Flavie. -Spojrzała na niego zatroskana
-Boisz się, że zginiesz? Czy, że przeżyjesz i będziesz musiała dalej tutaj żyć w tak trudnych czasach?
-Boje się, że stracę kogoś. -Spuściła znowu głowę i schowała ją między kolanami.
-Nie wiem czy słyszałaś o Luth Golein. Jest to główne miasto z portem handlowym na pustyni Aranoch. Łączy ono Zachodnie Królestwa i Kedżystan poprzez Bliźniacze Morza. Miałem tam kiedyś żonę. Nazywała się Atma. Była, i chyba nadal jest, przepiękna. Mógłbym o niej naprawdę dużo opowiadać, chociaż jedno powiedzieć muszę. Miała charakter, hahaha... Ale wszystko co piękne kiedyś się kończy. W podziemiach tego miasta grasuje straszny potwór Radament, którego sługi mnie porwały. Zszedłem schodami do przystani i na końcu znajduje się jeszcze dodatkowe, boczne wejście do podziemi. Właśnie kończyliśmy rozładowywać towary, gdy nagle stojąc na statku, zauważyliśmy, że te drzwi są otwarte. Jeden z nas akurat przechodził obok nich i zobaczył ślady krwi na brukowanej dróżce. -Czyja to krew?! -Krzyknął. Zaczęliśmy się rozglądać i sprawdzać kogo brakuje. Chwilę to trwało, kiedy zauważyliśmy, że nie ma sternika. Spojrzeliśmy w stronę drzwi, ale teraz i tego drugiego nie było. W tym momencie wybiegła na nas grupa szkieletów. Wyglądały jeszcze gorzej niż w najgorszych koszmarach. Wszystkich wyrżnęły i tylko ja wpadłem do wody i to przeżyłem. Łódź spłonęła, a ja nieprzytomny dryfowałem na desce. Ocknąłem się w okolicach Tristram. Niestety wrócić już nie mogłem, ponieważ po tym incydencie wszystkie kursy zostały wstrzymane i od tej pory słuch o mieście przepadł. Chodzą plotki, że wszyscy tam zostali zabici i w mieście żyją umarli. Albo, że całe miasto spłonęło. Nie liczę na to, że moja... -Nie skończył on opowiadać, gdy nagle jedna z Łotrzyc spadła z drewnianej ambony. W jej głowie tkwiła strzała wielkości ręki człowieka. Kashya podbiegła do bramy i wyjrzała przez okienko. Odwróciła się do pozostałych Łotrzyc i zawołała pierwszą obok siebie. 
-Biegnij do Akary i przyspiesz ewakuację. -Znowu popatrzyła na wszystkie i zaczęła szykować wszystkich do walki. Flavie podbiegła do bramy i sama wyjrzała przez te same okienko. Czterysta sążni od bramy znajdowała się ściana demonów, która ciągnęła się od jednego do drugiego końca lasu. Odległość ta była bliska jednego kilometra. Kashya zaczęła wydawać rozkazy.
-Na każdej ambonie mają być trzy osoby i trzy osoby pod, żeby podawać strzały. Reszta ma się ustawić przed bramą i na mój sygnał ostrzeliwać wrogów z powietrza. Z ambon strzelać bez rozkazu ale nie marnujcie strzał. 


Tyrael podszedł do Armarasa. Jego twarz była cała sina, a na głowie nie miał prawie włosów. Było to ucieleśnienie Tal Rasha. Z jego ciała wydobywał się zapach rozkładu i krwi. 
-Opuść to ciało demonie. Nie masz prawa w nim przebywać.
-Ego Sum, Qui Sum... Hahahaha -Wydał z siebie demoniczny rechot. Tyrael przyłożył mu do czoła dłoń i w tym momencie ciało Armarasa zaczęło się skręcać, ale archanioł nie puszczał. 
-Hoc Mecum Ducam Ad Inferos Et Incendes In Gehennam.
-Nie pozwolę na to. -Nagle Armaras opadł na łoże i jego ciało znowu zaczęło nabierać normalnych odcieni. Tyrael nachylił się nad nim i wylał na jego czoło specjalną wodę z Ogrodów Nadziei. Nic się nie stało, Oznacza to, że został ocalony. W tym momencie wbiegła Akara do namiotu.
-Już tutaj są.
  


piątek, 8 grudnia 2017

Rozdział VIII



Kraina Cienia



Serce wojownika biło jak szalone. Biegł ile sił w nogach i nie myślał się zatrzymać. Z pochwy dobył miecz i biegł z nim trzymając go w prawej ręce. Jedynie blask gwiazd oświetlał mu drogę. Był on słaby więc niewiele widział. Stawiał ostrożne kroki aby się nie wywalić. Po kilku minutach wbiegł do lasu. Drzewa jakby wyrastały mu przed nosem. Spowolnił więc bieg. Teraz tylko truchtał. Po chwili całkiem się zatrzymał. Zaczął się panicznie rozglądać dookoła machał mieczem na prawo i lewo, jakby chciał to coś odstraszyć. Jego wzrok już się przyzwyczaił do ciemności. Widział nieopodal kilka wysokich krzewów. Ściółkę stanowiły głównie mchy i igły z sosen. Stał tak chwilę sprawdzając czy nic się nie porusza. Był tak przerażony, że był w stanie wystraszyć go nawet szum wiatru. Nasłuchiwał się czy nic nie idzie, starał się odróżnić dźwięk stawianych stóp na ziemi od szmeru liści krzewów. Przez pierwsze pięć sekund udało mu się skupić i nasłuchiwać, lecz jego serce biło tak głośno, że nie mógł nic usłyszeć. Przez najbliższych dziesięć minut starał się uspokoić. Po chwili nasłuchiwania ciszy stwierdził, że już poszedł więc usiadł przy najbliższym drzewie. Nadal nasłuchiwał dziwnych dźwięków, lecz teraz starał się myśleć, a właściwie próbował zrozumieć gdzie jest. 

Minęło około pół godziny, jednak Armarasowi wydawało się jakby siedział kilka godzin. Powoli zaczął czuć znużenie. Najchętniej położyłby się w wygodnym łóżku i zasnął. Wiedział bowiem, że jeżeli zaśnie coś może mu się stać. Ciągle miał przed sobą widok swojej martwej, rozkładającej się powoli twarzy. Była ona lekko szarawa. Włosów praktycznie nie miał, a z jego skroni wypływał ciemny i gęsty potok krwi z domieszką żółtej ropy. Jego oczy były przekrwione. Na sobie miał stare podarte szmaty. Wyglądał okropnie, a mimika jego twarzy tylko podkreślała jego okrucieństwo, jakby cieszył się na widok kogoś, kogo może zabić. Gdy minęło kolejne pół godziny postanowił znaleźć schronienie. W tym momencie jedyne czego pragnął to sen. Nie miał nawet siły zastanawiać się, czy ktoś go śledzi. Po godzinie marszu przez las znalazł potężne drzewo, najprawdopodobniej dąb. Wysokie na ponad dziesięć metrów, a jego pień szeroki był na około dwa, może trzy metry. Potrzebował czegoś, aby się wciągnąć na drzewo. Obok rosła wysoka, lecz znacznie mniejsza od dębu wierzba. Gałęzie wierzby idealnie nadają się na stworzenie prowizorycznej liny. Wyciągnął rękę w kierunku pochwy, aby dobyć miecz. Okazało się jednak, że miecza nie ma. Jego jedyna rzecz, którą mógłby się bronić, zniknęła. Przypomniał sobie, że kiedy czekał pod drzewem zostawił tam miecz. Odwrócił się w kierunku drogi, którą przywędrował. Gdy zobaczył ten mrok i kiedy przypomniało mu się te stworzenie, że może ono tam być, od razu zmienił zdanie co do powrotu po miecz. Musiał sobie poradzić bez miecza. Zerwał kilkadziesiąt gałęzi i związał je w jedną, aby wytrzymała ciężar ciała. Podszedł z gotową liną do drzewa. Wychylił się lekko do tyłu i rzucił liną w kierunku korony drzewa. Zahaczyła ona o grubą gałąź wystającą z drzewa. Przyciągnął nią do siebie i trzymał dwa końce w rękach. Trzymając oba końce zaczął się wspinać. Pierwszy metr nie sprawił Armarasowi problemu, lecz z każdym kolejnym było coraz ciężej. Wdrapał się tak na wysokość czterech metrów. Linę wciągnął do siebie, aby nikt jej mu nie zabrał i musiał się przywiązać żeby nie spaść, kiedy zaśnie. Właśnie miał zasypiać gdy nagle usłyszał jakieś dziwne jęki. Ktoś chodził pod drzewem i pojękiwał. Armaras bał się wychylić i zajrzeć. Myślał, że to coś obserwuje drzewo. Leżał tylko nieruchomo i nasłuchiwał, prawie całkowicie wstrzymując oddech. Słyszał szeleszczące liście pod ciężarem ciała. Każdy kolejny krok to kolejny szelest liści tworzących ściółkę w lesie. Co jakiś czas można było usłyszeć trzask gałązek. To coś natrafiło na krzew pod drzewem co zwiastował szmer pod nim. Nagle wszystko ucichło. Armaras nadal leżał nieruchomo, lecz teraz całkowicie wstrzymał oddech. Krew pulsująca w jego żyłach, szmer wiatru i szelest liści drzew. To były jedyne dźwięki, które teraz słyszał. Postać zniknęła spod drzewa, ale coś jeszcze tutaj nie pasowało. Coś było nie tak. Lecz nie wiedział jeszcze co. Ponownie z dołu dobiegł dziwny dźwięk. Coś przebiegło bardzo szybko pod drzewem i zniknęło w krzewie naprzeciwko. Zaraz taki sam dźwięk dobiegł z drugiej strony. Armaras był śmiertelnie przerażony. Obserwował wszystko dookoła drzewa, każdy krzew, każdy zakamarek, w którym może się coś czaić. Siedząc tak i wpatrując się we wszystko dostrzegł różnicę. Już wiedział co jest nie tak. Mrok, wiatr, szelest liści. Z każdą chwilą jak tutaj siedział wszystko się zmieniało. Wiatr coraz silniejszy. Szelest liści z jednej strony coraz silniejszy, ale jednocześnie coraz mniej donośny przy akompaniamencie wiatru. A mrok... był coraz gęstszy. Dopiero teraz zauważył różnicę, ponieważ jak wcześniej widział całe drzewo stojące naprzeciwko, tak teraz dostrzegał zaledwie jego połowę. Jakby chciał go ścisnąć, połknąć, po czym strawić i zniszczyć. Spojrzał ponownie w dół i zamarł. Pod drzewem na granicy tego co dostrzegał i kompletnego mroku stała horda umarłych. Teraz posuwał się on coraz bardziej na przód. Było to widoczne gołym okiem, a horda się przystępowała z każdą chwilą coraz bliżej. I nagle drzewa w okolicy zaczęły się łamać. Korony drzew znikały w mroku i upadały z hukiem na ziemię. Nagle z okolic dobiegł przerażający jęk, a w głowie usłyszał głos.
-Przybyłem po Ciebie Armarasie! Zabiorę Ciebie ze sobą do mojego królestwa.

wtorek, 1 marca 2016

Rozdział VII



Egzorcyzm


Pustelnik siedział przy beli przywiązany sznurem. Tyrael wyjął księgę i zaczął się modlić. Oczy pustelnika natychmiast zrobiły się przekrwione, a po chwili wybuchł śmiechem.
-Co ty sobie myślisz śmieciu-Kiedy to mówił było słychać kilka głosów naraz, a sam głos był przepełniony nienawiścią.
-Nie reagujcie na to, to znak, że się boi-Powiedział Tyrael.
-Hahaha, wmawiaj sobie nieudaczniku. Taki jesteś dobry, a nawet nie potrafisz mnie zabić.
-Zatem co robisz uwięziony w Sanktuarium Chaosu?-Powiedział Armaras
-Proszę, proszę, jak śmiesz się do mnie odzywać? Ludzkie ścierwo, mogę ciebie zabić w każdej chwili.
-To czemu jeszcze żyję ?-Zapytał pewny siebie Armaras.
-Nie prowokuj go !-Uprzedził go Tyrael.
-Dlaczego jeszcze żyjesz ? Bo gówno mi zrobisz śmieciu! Jak tak bardzo chcesz wiedzieć to i tak ciebie zabiję, czy tego chcesz czy nie.
-Milcz szatanie! Twa stopa nigdy nie postanie na Ziemi, a twe sługi zostaną zniszczone.
-Ha...ha...ha... Jestem potężniejszy niż sobie myślisz, a me sługi silniejsze i liczniejsze niż twa armia Tyraelu. Przez lata żyliśmy w cieniu tylko po to by ujawnić swą potęgę. Brama do piekieł niedługo się otworzy, a wtedy będzie koniec waszego stworzenia śmiertelnicy.
-Myślisz, że nie wiemy o Czarnej Bramie, o Bramie Piekieł ? -Po tych słowach na twarzy pustelnika pojawiło się zdziwienia i złość.
-Skąd... jak się o tym dowiedziałeś ?
-Chyba nie myślisz, że ci powiem. Ale dość tego gadania nie odwiedziesz mnie od zamierzonego celu.
  -W tym momencie Tyrael ponowił modlitwy. Z ust pustelnika zaczęła toczyć się biało-zielona ślina. Cały się trząsł i krzyczał. Na jego ciele zaczęły się ryć krwawe litery. Nie wiadomo co tam pisało, ponieważ po chwili litery zalewały się krwią. Armaras odsunął się i stanął u boku Flavie. Była ona tak przerażona, że odruchowo złapała go za dłoń. Armaras nawet tego nie zauważył tylko stał wryty i nie wiedział co się właściwie dzieje. Akara rozstawiła runy wokół pustelnika i w tym momencie rozpoczęła się kolejna faza egzorcyzmu, czyli wypędzanie. Było jedynie słychać modlitwę Tyraela i krzyki opętanego. Po chwili wszystko ucichło, a Pustelnik się nie ruszał. Tyrael przestał się modlić.
-Armarasie rozwiąż go - Powiedział Tyrael -Tylko nie wyciągaj go z kręgu.
-Leżał on nieruchomo przez kilka może kilkanaście sekund, by niespodziewanie wznieść się do góry. Lewitował leżąc. Jego kończyny zwisały poniżej tułowia. Z okolicy środka mostka zaczęła wypływać czarna ciecz. Było jej coraz więcej i więcej. Unosiła się ona tak samo jak Pustelnik, lecz w pewnym momencie zaczęła ona przyjmować kształty. W końcu przyjęła zamierzany kształt... posturę Diablo.
-Myślałeś Tyraelu, że go uratujesz ?! On był marionetką w moich rękach i tylko czekałem na ten moment.
-Akaro przerwij krąg ! -Krzyknął Tyrael.
-Już za późno nieudaczniku. Już po nim ! 
 -Cała ta czarna ciecz zaczęła wlatywać w ciało Pustelnika, po czym jego ciało eksplodowało. Jego szczątki leżą teraz w okół beli, a na środku jest wielka kałuża krwi. Wszyscy stali przerażeni. Nikt nie wiedział jak się zachować po tym co ujrzeli. 
-Co teraz ? - Spytał Armaras - Co zrobimy ?
-Teraz wszystko się zacznie. - Odpowiedział
-Co się zacznie ? 
-Diablo pokazał, że zebrał wystarczająco dużo sił, aby pokonać barierę osady.
-To znaczy, że wszystkie demony mogą sobie tutaj wejść i wyjść kiedy tylko chcą ?
 -Tyrael skinął głową w kierunku Armarasa i nakazał wszystko posprzątać. Zaczął iść w kierunku beli. Podszedł do runy. Pochylił się lekko i wyciągnął rękę po zakrwawioną runę, gdy nagle runa eksplodowała powalając Armarasa na ziemię. Jego prawa dłoń oderwała się i poleciała kilka metrów dalej. Z jego ust zaczęła się toczyć piana, zupełnie tak samo jak dla pustelnika. Tyrael podbiegł i złapał go za bark, jakby próbował go obudzić. Reszta po chwili również podbiegła chcąc pomóc. Flavie uklękła przy Tyraelu i patrzyła się na twarz chłopaka. Akara pochwyciła szmatkę i zaczęła tamować krwotok. 
-Co się stało ? - Spytała Flavie
-Nie mam pojęcia jak, ale chyba wiem co to jest.
-Co mu jest ? 
-Jest w pewnym sensie opętany. Jego ciało jest tutaj, lecz jego dusza jest w równoległym świecie. 

 -Armaras leżał na trawie, otoczony brzozowymi drzewami. Była grobowa cisza i zapadał zmrok. Żadnych krzyków, jęków, demonów... po prostu cisza. Siedział tak kilka minut napawając się ciszą i spokojem. Jakby zło nie istniało. Ostatnie promienie słońca okalały horyzont, a po chwili zapadł zmrok. Teraz oświetlało go blade światło księżyca i błyski gwiazd na niebie. Nagle poczuł dziwne uczucie. Miał wrażenie, że ktoś go obserwuje. Myślał jednak, że jest to spowodowane brakiem ludzi, poczuł przez chwilę osamotnienie. Chmury zasłoniły blask księżyca i nie było widać nic, oprócz koniuszka swego nosa. Wstał aby rozprostować kości. Miał wrażenie, jakby siedział całe wieki. Rycerz ponownie poczuł te dziwne uczucie. Zaczął się rozglądać wytężając swój wzrok. Rozglądał się chwilę, lecz sam nie wiedział czego szuka. Gdy jego wzrok już się oswoił z mrokiem wydawało mu się, że widzi sylwetkę człowieka na skraju lasu. Chmury odsłoniły na chwilę blask księżyca i wtedy ujrzał coś co przyprawiło go o dreszcze. Zamarł w bezruchu. Chciał zacząć uciekać, ale nie mógł nawet ruszyć palcami u stóp. Chmura ponownie przysłoniła księżyc na chwilę, a gdy przeszła, i blask ponownie oświetlał okolicę, postać zbliżyła się o ponad 30 metrów. W tym momencie Armaras dostrzegł rysy twarzy i kiedy zidentyfikował twarz rzucił się do ucieczki. Dlaczego ? Co wzbudziło w nim taki niepokój ? Osoba, która cały czas go obserwowała była martwa, a stał tam we własnej osobie Armaras. 

sobota, 14 listopada 2015

Rozdział VI

Wysłannik Diablo


Armaras wraz z Flavie i pozostałymi czekali na Tyraela, a gdy już się pojawił porozmawiał chwilę z Akarą po czym podszedł do Armarasa i zaczął rozmowę.
-Powiedz Armarasie co widziałeś, co się tam wydarzyło.
-Razem z Flavie, kiedy byliśmy jeszcze na Krwawym Wrzosowisku, ujrzeliśmy zakapturzoną postać. Odwróciliśmy na chwilę wzrok, a gdy znów chcieliśmy spojrzeć na nią jej już nie było. Stwierdziliśmy, że to nic ważnego, więc ruszyliśmy w drogę. Kilka godzin później po pokonaniu Krwawej Orlicy ponownie ujrzeliśmy tę samą postać. Tym razem uznaliśmy, że warto z nim porozmawiać lub, jeżeli byłaby taka potrzeba, zabić. Zanim cokolwiek postanowiliśmy już go nie było, jakby rozpłynął się w powietrzu.
-Go ? Masz kogoś konkretnego na myśli ?
-Tak, i dlatego ciebie tutaj wezwaliśmy. Musimy znać prawdę o pustelniku.
-Marius, tak miał na imię człowiek któremu powierzyłem Kamień Dusz. To był mój największy błąd. Uważałem, że podoła wyzwaniu i odkupi winy. Sam nie mogłem go zniszczyć, ponieważ musiałem strzec Diamentowej Bramy. Rozegrała się wtedy krwawa bitwa. Zwołaliśmy wtedy Radę Angiris i nagle podczas rozmów wyczuliśmy moce zła. Nagle po tym usłyszeliśmy cichy, mrożący krew w żyłach szept, jakby w naszych głowach, który mówił "Nawet Niebio ma swój świt". Od razu wiedzieliśmy, że to Diablo. Wyszedłem na balkon i ujrzałem czarną chmurę dymu, której nie widać było końca. Po chwili z niej wydobyła się postać człowieka, który przypominał zwłoki, a był to Tal Rasha. Był on przywódcą Zakonu Horadrimów, a jego ciało później było więzieniem Baala. Tal Rasha przemienił się na moich oczach, a po chwili z chmury wyłoniła się druga postać. Diablo. Następnie wyszedł Mefisto. Wszędzie zapanowała cisza, a po chwili z chmury zaczęły wyłaniać się demony. Musieliśmy bronić Niebios, więc wszyscy stawiliśmy się u wrót Diamentowej Bramy. Imperius, Auriel, Malthael, Itherael, ja i setki tysięcy innych archaniołów. Imperius walczył z Mefisto, Malthael z Baalem, a ja z Diablo. Auriel wraz z Itheraelem wspierali pozostałych. Walczyliśmy kilka godzin, aż w końcu udało nam się pokonać Mroczną Trójcę i i ich sługi. Tylko dla Baala udało się uciec i z tego co wiem to właśnie on odnalazł Mariusa, który został zabity przez Baala.
-Musimy pojmać tego pustelnika i upewnić się, czy nie jest to Marius, bo jeżeli to on, to oznacza, że przeprowadzono na nim rytuał i jest opętany.
  -W tym momencie do namiotu wbiegła Kashyi'a.
-Akaro chodź szybko pod bramę. Musisz to zobaczyć.
-Co się stało ?
-Demony wraz z jakimś mężczyzną wtargnęły do osady.
  -Wszyscy szybko wybiegli z namiotu i zobaczyli, że to pustelnik stoi tam razem z demonami. Tyrale pochwycił swój miecz i cisnął nim w grupę demonów. Pustelnik wydawał się bardzo zdziwiony obecnością Tyraela. Wszystkie demony już zginęły, a Pustelnik nadal stał w miejscu i się nie ruszał. Po chwili wydał z siebie cichy, lecz przerażający śmiech. Następnie zwrócił się w stronę Tyraela i powiedział:
-I pierwszy zatrąbił. A powstał grad i ogień - pomieszane z krwią, i spadły na ziemię. A spłonęła trzecia część ziemi i spłonęła trzecia część drzew, i spłonęła wszystka trawa zielona. A wtedy Pan spuścił na Sodomę i Gomorę deszcz siarki i ognia od Pana. I tak zniszczył te miasta oraz całą okolicę wraz ze wszystkimi mieszkańcami miast, a także roślinność.
 -Jego głos był przerażający. Głośny i zachrypnięty, oraz z jego gardła jakby wydobywał się drugi głos.
-Zamilcz Diablo ! -Odrzekł Tyrael.
-Ego sum interitum creationis.
-On jest opętany. Musimy go zabić. -Powiedział archanioł
-Jak to zabić ? -Zapytał Armaras
-I tak ciało tego człowieka jest martwe. Jest ono tylko pożytkiem dla Diablo.
-Jesteś pewien, że to dobry pomysł ?
-Inaczej on będzie zabijać nadal.
 -Tyrael podszedł do pustelnika, związał go sznurem i przywiązał do beli wbitej głęboko w ziemię. W tym momencie rozpoczął się Egzorcyzm.








wtorek, 27 października 2015

ROZDZIAŁ V


Zew krwi




-Jak sądzisz Flavie, kim... on może być ? -Zapytał
-Jak byłam jeszcze dzieckiem moja mama opowiadała mi legendę o starym pustelniku, który miał zniszczyć Kamień Dusz. Nie podołał misji, którą zlecił mu Tyrael...
-Tyrael ? -Jego serce zaczęło bić mocniej, gdy dowiedział się, że Tyrael już wcześniej zmierzył się z Mroczną Trójcą, lecz nie zniszczył osobiście kamienia.
-Tak, to Tyrael powierzył mu to zadanie, lecz nie zdołał dotrzeć do Piekielnej Kuźni. Po tym co przeżył podczas podróży, jego umysł zmącił mrok i został zamknięty w celi. Kilka miesięcy później Baal odnalazł go i odebrał mu Kamień, a głos o nim zaginął. Kilka lat po ataku na Tristram, pojawił się pustelnik w czarnej szacie i pojawia się on tak po dziś dzień. Niektórzy mawiają, że jest on zwiastunem śmierci i cierpienia.
-  Dlaczego nazywają go zwiastunem śmierci ?
-Zwą go tak, ponieważ on zapoczątkował Genezę Diablo.
-Powinniśmy go odszukać. Może  on nam coś powie na temat kamienia dusz.
-Też tak uważam, ale może najpierw wróćmy do obozu, zanim ktoś nas zaatakuje.
-Zatem w drogę.
 Gdy Armaras i Flavie dotarli dotarli do obozu i poszli porozmawiać z Akarą i Kashyią. W wiosce panuje popłoch i wszyscy zachowują się tak, jakby przed chwilą coś strasznego się wydarzyło, lecz nikt nic im nie mówi. Armaras wchodzi do namiotu Akary i widzi, że też jest czymś przejęta.
-Akaro, musimy porozmawiać. Krwawa Orlica nie... - nie zdążył dokończyć, ponieważ Akara mu przerwała. 
-Nie teraz Armarasie, mamy większy problem. Jak ciebie nie było do wioski przedarły się demony.
-Jak ? Przecież wioskę chroni magiczna bariera.
-Też tak myślałam, jednak demony jakoś się tutaj dostały. Może znalazły jakiś sposób na przebicie bariery.
-Może. A może to nie były te demony, które chodzą po ziemi. 
-Masz na myśli... 
-Tak. Lecz to znaczy, że był w okolicy jeden z Mrocznej Trójcy. Ale jak to możliwe. Diablo jest uwięziony, a tylko on miałby taką siłę.
-Teoretycznie mógłby tego dokonać będąc uwięzionym.
-Jak ?
-Poprzez Zew Krwi.
-Co to jest ten Zew Krwi - Dołączyła się Flavie, a Akara i Armaras spojrzeli na nią, ponieważ w ogóle zapomnieli, że też przebywa w tym namiocie. 
-Zew Krwi... - Zaczęła Akara - jest to pewien rytuał, który odprawiają sataniści. Polega on na na oddaniu martwego ciała we władzę diabłu. Najczęściej sataniści sami podczas rytuału zabijali się, dlatego nazywa się to Zew Krwi. Później wokół martwego ciała tworzy się krąg z mieszanki krwi i wosku, a następnie zapala się trzy świece, jedną przy głowie, drugą przy prawej ręce, a trzecią kładzie się na serce. Są to bardzo mroczne czary, których lepiej nie praktykować, ponieważ prawie zawsze wszyscy giną oprócz tego jednego... opętanego. 
-A czy można do tego wykorzystać zwłoki ?
-Tak, czasem używano zwłok, ale tylko wtedy, gdy jakieś się znalazło na przykład na polu walki. Nigdy nie biorą zwłok z grobów, gdyż mogły już zacząć się rozkładać. 
-Akaro, a słyszałaś legendę o pustelniku ?
-Tak, ale to tylko plotka. Bajka opowiadana dzieciom. Ale nie rozumiem dlaczego pytasz o to ?
-Mogłabyś wezwać Tyraela. Muszę z nim porozmawiać o tym, on jedyny zna prawdę. 
-Powiedz mi Armaras... co się wydarzyło tej nocy ?
-Widzieliśmy czarną, zakapturzoną postać tej nocy i to dwa razy. Pierwszy raz chwilę przed pokonaniem Krwawej Orlicy i po. Lecz teraz wydaje mi się, że cały czas nas obserwował. Tylko po co ?
-Dlaczego nie próbowaliście go złapać ? 
-Bo zanim cokolwiek postanowiliśmy on zdążył już zniknąć, jakby rozpłynął się we mgle. Ale nie traćmy już więcej czasu. Jak będzie Tyrael wyjaśnię wszystko.  

czwartek, 1 października 2015

Rozdział IV
Krwawy Cmentarz



Armaras razem z Flavie po opuszczeniu Krwawego Wrzosowiska wyruszyli ku Zimnej Równinie. Armaras walczył wręcz i odciągał wszystkich wrogów od Flavie. Ona atakowała z daleka, jednak musiała uważać by nie trafić swego towarzysza. Przemierzając stepy Zimnej Równiny oboje zabili wiele demonów. Tego dnia, po raz pierwszy od wielu lat, Zimna Równina spłynęła krwią demonów. Po dziś dzień nikt nie ośmielił się zapędzić tak daleko, dlatego tereny te były całkiem splugawione. Większość demonów zdążyła się wycofać do klasztoru aby tam przegrupować siły. Jeżeli Armaras podoła to oblężenie klasztoru jest nieuniknione. Zaczynało już świtać, gdy ujrzeli bramy cmentarzu. Z daleka dało się zauważyć hordy nieumarłych szykujących się do walki. Na tyłach stała Krwawa Orlica, która wydawała rozkazy. W dłoniach dzierżyła łuk, Armaras i Flavie przystanęli na chwilę, a Krwawa Orlica patrzyła na nich przez chwilę. Wyjęła ona z kołczanu strzałę i zaczęła szykować się do strzału. Cięciwa po chwili była już napięta i Krwawa Orlica oddała strzał. Strzała nie leciała w nich tylko obok, lecz nie była to zwykła strzała, ponieważ, gdy tylko grot dotknął ziemi, eksplodował. Oszołomiło ich to na chwilę i po chwili Armaras wyruszył na pułk nieumarłych. Flavie jeszcze przez chwilę nie wiedziała co robić. Armaras zabijał każdego po kolei. Swym mieczem siekał ciała nieumarłych po czym padały na ziemię. Musiał on ciągle się poruszać, ponieważ gdyby stał w miejscu to po chwili ciała by go przygniotły. Flavie, gdy już doszła do siebie zaczęła strzelać z łuku. Razem w ciągu kilku minut zabili ponad tysiąc demonów. Krwawa Orlica stała i się im przyglądała. Gdy demonów było coraz mniej zaczęła walczyć. Naciągnęła strzałę na cięciwie, po czym ją wypuściła. Leciała prosto w Armarasa. Na szczęście Flavie zobaczyła, że Orlica go namierza, więc zdążyła go ostrzec. W ostatniej chwili uskoczył i upadł na ziemię, a strzała trafiła jednego potwora. Gdy go trafiła nastąpił wybuch dziwnego białego światła. Nie było żadnego ognia, tylko światło i fala uderzeniowa, a ciało potwora rozwaliło się na setki kawałków, które porozwalały się dookoła. Armaras podniósł się i ruszył z szarżą na Orlicę. Orlica z kołczanu wyjęła kolejną strzałę i zaczęła naciągać ją na cięciwie. Flavie wymyśliła plan, jak można ją pokonać. Podbiegła po strzałę, która przed chwilą eksplodowała. Chwyciwszy ją podniosła łuk do góry. Będąc wyprostowana rozstawiła nogi szeroko i ustawiła się bokiem do Krwawej Orlicy. Podniosła łuk i zaczęła napinać na cięciwie strzałę. Celowała w jej głowę. Wzięła głęboki oddech, wstrzymała go na chwilę, po czym go wypuściła. Zrobiła tak raz, drugi i w końcu stwierdziła, że jest już gotowa. Wypuściła cięciwę, która wystrzeliła strzałę i poleciała prosto w cel. Strzała wbiła się w szyję Orlicy po czym wybuchła i roztrzaskała jej ciało na drobne kawałki. W miejscu, gdzie przed chwilą stała Orlica, pojawiła się kula z błyskawic. Wisiała tak przez chwilę w bez ruchu, a po chwili rozdziliła się i poleciały wszystkie błyskawice we wszystkie strony zabijając tylko demony. Zapadła kompletna cisza. Armaras spojrzał na Flavię, która stała około pięćdziesiąt metrów dalej. W ręku nadal trzymała łuk, a po chwili odwzajemniła spojrzenie. Armaras podbiegł do niej i jej podziękował za pomoc i pogratulował strzału. Blask słońca powoli zaczął  rozjaśniać miejsce walki. W około leżały ciała demonów, z których ciał jeszcze sączyła się szkarłatna krew. Flavie spojrzała za ramię towarzysza i na jej twarzy malowało się przerażenie.
-Co się stało-Zapytał Armaras, jednocześnie odwracając się na pięcie, lecz nic nie ujrzał.
Flavie stała przez chwilę, po czym powiedziała.
-To znowu on, ten mężczyzna, którego widzieliśmy wcześniej.

niedziela, 6 września 2015

Rozdział III
Cmentarz Sióstr



Po wykonaniu zadania od Akary, nadszedł czas na zadanie Kashyi. 
-Witaj. Pewnie już wiesz, że nazywam się Kashy'a  i że to ja mam dać tobie kolejne zadanie. Dwadzieścia lat temu, gdy Mroczna Trójca zaatakowała klasztor wraz z innymi łotrzycami stanęliśmy w obronie klasztoru. Niestety... siły Diablo zmiażdżyły naszą armię. Tak młody wojowniku, armię i to nie małą. Kiedyś klasztor i Tristram strzegły tysiące łotrzyc. Po upadku Diablo i tajemniczym zniknięciu Fernarda Horadrima w tę okolice przywędrowało wiele ludzi, gdyż to było jedyne ocalałe miejsce. Wszystkie cztery imperia zostały splądrowane przez siły piekieł. Gdy dwadzieścia lat temu Diablo powrócił zabił setki, a nawet tysiące łotrzyc. Nigdy nie zapomnę widoku martwych sióstr, które sama szkoliłam i darzyłam przyjaźnią, dlatego jeżeli to ty jesteś wybrańcem, którego przepowiadał Zakon Horadrimów, to zabij go, najszybciej jak to możliwe nim całkowicie opanuje ziemię. Jeżeli chodzi o zadanie to musisz pokonać Krwawą Orlicę, dawniej też była łotrzycą i to jedną z najlepszych, ale demony opętały jej ciało. Życzę ci powodzenia i uważaj na siebie. 
Wyszedłem z osady, lecz nie miałem już nie z takim entuzjazmem. Wiedziałem, że mogę już nie wrócić. Przeszedłem przez Krwawe wrzosowiska. Tym razem nie było już tak wiele demonów. Większość wycofała się pewnie na zimną równinę lub do klasztoru. W oddali ujrzałem postać wyglądała jak kobieta. Podszedłem trochę bliżej. Jest teraz noc, jednak księżyc i gwiazdy rozświetlały nieba. Była dziś ostatnia kwarta. Co jakiś czas chmury zasłaniają księżyc i na chwilę zapada mrok i nic nie widać. Czekałem, aż chmury zasłonią księżyc, wtedy będę mógł zbliżyć się niepostrzeżenie. Spojrzałem na niebo i zauważyłem, że chmura zbliża się do księżyca. Po chwili już całkiem go zakryła i ruszyłem. Czułem jak zimny wiatr smaga mnie po twarzy. Starałem się biec ostrożnie, ponieważ nie widziałem co jast przede mną. Znów spojrzałem na niebo i zauważyłem, że chmura zaraz przejdzie dalej. Szybko wskoczyłem w krzak rosnący przy dróżce. Światło bijące z księżyca już padało na całą okolicę. Rozejrzałem się wokół, by ustalić jak blisko jestem. Nagle, gdy spojrzałem w stronę, gdzie ona stała, nikogo tam nie było. Nie wiedziałem co zrobić i zacząłem się rozglądać wszędzie, lecz nigdzie jej nie było. Chwilę później chmura znowu zasłoniła księżyc i znów zapadł mrok. Tym razem postanowiłem pozostać w ukryciu. Siedziałem tak około minuty, a księżyc znowu rozjaśniał wrzosowisko. Nagle za moimi plecami usłyszałem dźwięk naciąganej cięciwy i szept kobiety. 
-Nie ruszaj się !
-Kim jesteś ?
-Kim Ty jesteś !?
-Ja jestem Armaras, jestem paladynem, przybyłem tutaj by zabić Krwawą Orlicę. 
-Jesteś z osady ? -Teraz głos kobiety stał się spokojniejszy i było słychać jak lekko rozluźniła napiętą cięciwę. 
-Tak, przysłała mnie Kashyi'a.
-Kashyi'a ? Więc wybacz mi wojowniku. Wzięłam ciebie za wroga.
-Spokojnie nic się nie stało. - W tym momencie odwróciłem się i zobaczyłem kobietę, jest ona przepiękna. Jest ona trochę niższa ode mnie. Jest szczupła i wygląda na bardzo wygimnastykowaną. Ma ona błękitne oczy, świecące jak gwiazdy i rude włosy które w blasku księżyca wyglądają przepięknie. Dzierżyła ona łuk, którym już miała lekko naciągniętą strzałę. Nie wiedziałem co powiedzieć, ponieważ jej uroda mnie onieśmieliła, a jej głos był piękny i kojący jak głos anielicy.
-Ja nazywam się Flavie, jestem strażniczką wrzosowiska.
-Jaa... (W tym momencie uświadomiłem sobie, że już się jej przedstawiłem). Jak długo już strzeżesz wrzosowiska ?
-Od niedawna. Jakiś czas temu przechodził tędy dziwny wędrowca, a kilka dni po tym na wrzosowisku pojawiły się demony. Największy problem jest z Siedliskiem Zła, raz wysłano tam patrol, który składał się z czternastu łotrzyc. Nikt nie wrócił.
-Byłem tam i widziałem ciała łotrzyc.
-Były moimi przyjaciółkami. 
-Przykro mi z tego powodu.
-Nie przejmuję się tym za bardzo, wszyscy są już do tego przyzwyczajeni. Codziennie ktoś ginie. My ich opłakujemy a Diablo rośnie w siłę. Im szybciej zginie, tym szybciej ludzie przestaną ginąć. A powiedz mi co ty robiłem w Siedlisku Zła ?
-Poszedłem wyrżnąć te plugawe ścierwa.
-Zabiłeś wszystkie demony ? 
-Nie oszczędziłem żadnego.
-Jestem pod wrażeniem twych czynów wojowniku.
-Nie ma co świętować. Muszę kontynuować misję.
-Jeżeli chcesz mogę ci towarzyszyć Aramasie.
-Nie jestem pewien czy jest to dobry pomysł. Mogę nie wrócić już z tej wyprawy.
-Sam możesz nie dać rady, a ja już i tak niedługo nie będę mieć co robić, bo wiem, że podołasz wyzwaniu. A ja ci w tym pomogę.
-No dobrze, zatem ruszajmy w...
-Co się stało ?
-Ta postać co stoi na dróżce była z tobą ?
-Byłam sama. Nie wiem kto to jest ? -Była to zakapturzona postać i wyglądała jakby się na nas patrzyła.
- Co teraz robimy ? -Po tych słowach postać zniknęła.
-Kto to był ?
-Nie wiem. Może jeden ze sług Diablo.
-Może. Zatem jakie masz zadanie Aramasie.
-Słucham ? Ach tak. Muszę zabić Krwawą Orlicę.
-Ona ukrywa się na Cmentarzu, wiem gdzie to jest.
-Więc ruszajmy.


PS:
Sorry, że tyle zajęło mi pisanie tego rozdziału, ale zacząłem pisać nową książkę, tym razem już w 100% moją. Niedługo też ją zacznę publikować, ale muszę coś napisać na start. Zastanawiam się też nad zmianą z tego, że narratorem jest postać, na to że jest jeden narrator, czyli jak w większości książek.